O szpiegach i terrorystach

 


    Październikową porą nie proponuję nowych autorów, ale raczej solidne marki – coś mocniejszego i coś lirycznego. Brytyjskiego i amerykańskiego. Męskiego i kobiecego. O wydarzeniach niczym z pierwszych stron gazet i o ich zakulisowym przebiegu. Zatem – tylko dwie ale dobre propozycje. Nowości z ostatnich tygodni.

Autor: Mick Herron

Tytuł: Ulica szpiegów

Przekład Robert Kędzierski, Anna Krochmal

Wydawnictwo Insignis, Kraków 2022

Gatunek: powieść szpiegowska, jak u Le Carre’ego tylko dowcipniej

Ocena: 4.5 / 5

    Czwarty tom cyklu o nieudacznikach z MI 5, czyli tytułowych kulawych koniach miał swoją premierę niedawno,  ale wciąż warto zapraszać do lektury także wcześniejszych części.Oto próbka zjadliwego brytyjskiego poczucia humoru, za nic mającego poprawność polityczną:

- (…) Gdyby stary, zagubiony człowiek (…) do kogoś strzelił, to pierwszym, co by potem zrobił, byłoby upuszczenie broni. Wiesz, że nie cierpię dyskryminacji ze względu na wiek, ale starzy ludzie są do niczego.

- Wprost nie potrafię wyrazić, jak bardzo nie brakowało mi twoich spostrzeżeń.

- To dobrze, bo mam ich więcej.  (str. 125)

    Jeśli lubicie błyskotliwe dialogi to powieści dla was, jeśli nie znacie jeszcze postaci Jacksona Lamba, to czym prędzej musicie nadrobić zaległości. Dla anglofilów – pozycja obowiązkowa. Dlaczego zatem obcięłam pół punktu – mam lekkie poczucie niedosytu i braku satysfakcjonującego połączenia wątku ataku terrorystycznego w centrum handlowym, od którego zaczyna się powieść, z wątkiem dziadka jednego z agentów i legendy MI 5. Od strony formalnej zawsze zwracam uwagę na sceny początkowe i ostatnie, nie licząc prologu, gdy niczym okiem kamery wślizgujemy się do Slough House. Mimo marudzenia będę z utęsknieniem czekać na kolejne tomy.

 

Autor: Ann Patchett

Tytuł: Belcanto

Przełożyła Anna Gralak

Wydawnictwo Znak, Kraków 2022

Gatunek: powieść obyczajowa

Ocena: 4,5 /5

    Belcanto jest powieścią, która jest różnie oceniana w serwisie Lubimy czytać – od bardzo wysokich not do raczej przeciętnych ocen. Dla mnie zachętę do kupna stanowiło bardzo pozytywne doświadczenie lektury Domu Holendrów oraz piękna, wysmakowana szata graficzna powieści. Inspirację stanowił tzw.  kryzys w japońskiej ambasadzie w 1996 roku, kiedy kilkunastu członków Ruchu Rewolucyjnego imienia Tupac Amaru napadło na japońską ambasadę w Peru  i wzięło ponad setkę zakładników – gości przyjęcia na część cesarza Akihito.

    W wersji powieściowej przyjęcie wydano na cześć prezesa japońskiej firmy, którą rząd bliżej nieokreślonego w powieści kraju, zamierzał skłonić do inwestycji. Głównym magnesem przyciągającym pana  Hosokawę stanowił koncert operowej gwiazdy Roxane Coss. W pewnym momencie zgasło światło i nie był to element występu tylko początek kilkumiesięcznego koszmaru. Zachwycił mnie język powieści i nawet chciałam wysłać na adres wydawnictwa wyrazy uznania dla tłumaczki. Nie znam oryginalnej wersji ale polski przekład kładzie nacisk na melodyjność i rytmiczność fraz, piękny język.   Odejmuję pół punktu z maksymalnej oceny za zbytni skręt w stronę romansu i patetyczne ostatnie sceny. Jednym słowa – zbyt mało napięcia, zbyt dużo westchnień. Pozostaję jednak na stanowisku, że Ann Patchett jest znakomitą pisarką. I w kategorii pierwszych zdań, które przykuwają czytelnika do książki niewidzialnymi kajdanami Belcanto bierze pełną stawkę: Gdy zgasły światła, akompaniator ją pocałował. I już chciałam wiedzieć – kogo i dlaczego. Gdybym była pisarką wciąż dręczyłby mnie problem – czy to pierwsze zdanie jest wystarczająco dobre, czy ma być krótkie, czy raczej długie. A może to nie ma znaczenia. Skąd miałabym wiedzieć, że moje pierwsze zdanie jest wystarczająco ciekawe? Ile osób sprawdza w księgarni jakie są te pierwsze zdania, a może to już nieważne. Na szczęście dla własnego spokoju sumienia nie zamierzam konkurować choćby z Ann Patchett. Droga Ann, śpij tam sobie spokojnie i pisz dalej, a Anna Gralak niech to dla nas tłumaczy. Amen.

Komentarze

Popularne posty