Jeden zachwyt i jedno rozczarowanie albo o emocjach wokół Glajwic i dedykacja dla Izabeli

Czy zdarza Wam się, że autor zirytuje Was tak mocno, że książkę odkładacie może ze zbytnią siłą? To mi się dziś przydarzyło dlatego na gorąco relacjonuję co następuje. 




Wojciech Dutka, Sen o Glajwic, Wydawnictwo Lira, Warszawa 2022
Gatunek: powieść z elementami fantastycznymi, sensacyjnymi 
ocena: 2 ./5 
Być może nieco zdziwi was tak niska ocena książki bardzo pochlebnie ocenianej na Lubimy czytać. Właściwie i moja opinia na początku lektury była bardziej entuzjastyczna, ale końcowa część, jakieś kilkadziesiąt ostatnich stron sprawiły, że nabrałam przekonania, wbrew zapewnieniom autora, że mam do czynienia z nieładną formą porachunków z byłymi współpracownikami, że to po prostu powieść z kluczem. 
Zaczyna się bardzo intrygująco i jak to u nas bywa, większość informacji dostępnych w internecie, bo świadomie nie nazwę ich recenzjami, co najwyżej notkami, skupia się na paraleli losów przedwojennego nauczyciela Martina Webera, który we wrześniu 1932 roku zaczyna pracę w szkole w Gleiwitz i Marcinie Burdydze, który ubiega się o posadę nauczyciela historii w tej samej szkole we współczesnych Gliwicach. Losy tych bohaterów przetną się niczym w serialu Dark. Nie przeszkadza mi podobieństwo wątków, bo gdybyśmy zacięcie odrzucali książki, filmy, seriale oparte na zbliżonym motywie to niewiele by nam zostało do konsumpcji. Przeszkadza mi niezrozumienie Ślązaków i poczucie wyższości, które bohater na każdym kroku okazuje innym nauczycielom. A sądzę, że nie jest to sposób kreowania bohatera bo moim zdaniem widoczny jest brak dystansu narratora do postaci Marcina Burdygi - jedynego sprawiedliwego otoczonego przez szuje - marnych, szkodliwych nauczycieli. In gremio - co widać w kuriozalnym opisie strajku z 2019 r. 
Możesz teraz pomyśleć - uderz w stół a nożyce się odezwą. Twoje prawo, drogi czytelniku, ale mnie zaiste opanował niesmak, który przewyższył zadowolenie z lektury. Nad stylem - miejscami patetycznym, papierowym i całkowicie nierealistycznie oddanym językiem młodzieży stokroć lepiej pochyliłby się Szczepan Twardoch. Satysfakcję sprawia mi myśl, jak mocno zmasakrowałby Sen o Glajwic autor Pokory. I ta satysfakcja mi na dziś wystarczy. Poniżej próbka tekstu o Ślązakach. 
Inna kwestia to postacie kobiece - oj, miałaby co robić krytyka feministyczna. NIE POLECAM. 

Na szczęście moje emocje uspokoiła myśl o książce, którą przeczytałam wcześniej a którą polecam wszystkim wielbicielom kryminału. Z dedykacją dla Izabeli. 
A teraz będzie coś, co tygrysy lubią najbardziej - ponury skandynawski kryminał. Czwarta część cyklu Yrsy Sigurdardottir. Tych kilka spraw pozornie nic ze sobą nie łączy: znaleziona w morzu lalka, śmierć Disy, zaginięcie jej córki 10 lat później, koście odnalezione w morzu, postępowanie w sprawie molestowania dzieci w ośrodku pomocy społecznej, jednak drogi detektywa Huldara i psycholożki Freyi krzyżują się ponownie. Powieść ma długi, nazwijmy to, rozbieg, przez około 80 stron czytelnik poznaje oddzielnie sprawy z dokładnie zarysowanym tłem. Ta drobiazgowość może odstręczać czytelnika nastawionego na szybkie rozwiązania (sama jestem taką czytelniczką, ale nauczyłam się, że w powieściach Sigurdardottir wszystko ma swoje uzasadnienie). Dla mnie jej powieści to kwintesencja skandynawskiego kryminału - jest ponuro, zimno, ludzie mrukliwi, a detektyw sporo pije;-)
Pisząc serio - poza zagadką ważne jest tło społeczne, problemy, które albo wynikają z źle funkcjonującego systemu opieki społecznej, szkolnej albo z specyficznie pojętej moralności. To czwarta powieść cyklu. Można czytać osobno, nie po kolei, ale zachęcam, żeby przeczytać. Gdyby wszyscy pisali tak logicznie jak Yrsa  -  nie musiałabym się wyzłośliwiać jak powyżej. 

Yrsa Sigurdardottir, Diabelska lalka, z języka angielskiego przełożył Paweł Cichawa, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2022 
gatunek: kryminał 
ocena: 5/5  MUSISZ PRZECZYTAĆ! 



Komentarze

Popularne posty